czwartek, 13 października 2016

Szukam!

Wchodząc do baru przeżyli istny szok. Wszędzie było szkło. Meble były połamane w drzazgi. -Co do cholery?- Mama po dłuższej chwili odzyskał głos.
Światło z kolorowych lamp ukazywało obraz jak po wybuchu bomby.
-Ochrona odmówiła przyjazdu. - Powiedział chłopak z papierosem w ustach, wyglądał jakby cierpiał na zaawansowaną anemię. Był chudy, bardzo blady, a jego mocno pomalowane oczy nadawały mu bardzo groteskowy wygląd.
-Zamknij bar do odwołania. Sprzątnij ten bajzel.
Mama sączył już potrójną wódkę z lodem, jeśli chodzi o alkohole tylko wódka ocalała, ale tylko trzy butelki. Penny cichutko usiadła przy barze.
-Kurwa mać!- Zaklął Maks.-Nie było mnie tylko parę godzin. Nie mogłeś wezwać Znachora i jego ludzi.
Chłopak wzruszył tylko ramionami.
-Dzwoniłem nawet po policję. Nikt nie przyjął zgłoszenia.
Mama huknął pięścią w ladę.
-To już trzeci raz w ciągu ostatniego półrocza, to bydło puści mnie z torbami.
Penny chciała coś powiedzieć, ale widząc jak Maks piorunuje ją wzrokiem, odpuściła.
Miał już dość zmartwień, a spora część z nich to jej zasługa. Musieli wiać z jej mieszkania. Było nawiedzone. Mama był tego absolutnie pewny. Trzeba zatrudnić jakiegoś speca od zjawisk paranormalnych czy w coś w tym stylu.
O czym on myśli, wiedział przecież, że póki Zero i jemu podobni się tutaj kręcą to zwykły człowiek, choćby nie wiadomo jak obryty w dziedzinie egzorcyzmów i innych tego typu bzdur, nie da rady. Bo tutaj, w tym mieście czai się coś o wiele gorszego.
Maks sam był świadkiem tego jak Zero dla zabawy opętał chłopca, który w parku publicznym skopał bezdomnego psa przy zachęcie kolegów i koleżanek ze szkoły. Wtedy Zero wyszeptał coś prawie bezgłośnie i dzieciaki zrobiły się jakieś takie dziwne. Wszystkie prócz tego chłopca zastygły w bezruchu, nie mogły krzyczeć tylko przewracały oczami.
Sam chłopak wpakował się prawie pod koła pędzącej karetki pogotowia. W ostatniej chwili Zero uwolnił go i jego grupkę ze swojego czaru.
Mimo, że Penny uwielbiała Zero, Mama wiedział, że ten chłopak jest czymś złym. Coś w nim sprawiało, że się go bał.
Kiedy Mama siedział i rozmyślał, a Penny skubała jedną z serwetek, która była przesiąknięta alkoholem, coś dziwnego zaczęło się dziać z barmanem. Zaczął kręcić głową tak, że wszystkie jego kręgi szyjne zaczęły strzelać jakby były łamane. Jego oczy przybrały dziwny nienaturalny blask, świecił.
Penny i Mama odskoczyli od lady i cofnęli się o kilka kroków. Anemiczny chłopak zawarczał groźnie i gardłowo,a z jego ust zaczęła cieknąć gęsta czerwona piana.
-Nie odchodź ode mnie, Penny.
Barman wyciągnął ręce ku Penny, zrobił krok do przodu i pod naporem jego ciała lada z lśniącego polerowanego drewna zaczęła pękać.
-Kim jesteś? - Ryknął na cały regulator Maks, nie wierzył że to się dzieje na prawdę. -Wypowiedz swoje imię!
-Jestem... - Barman zaczął dławić się pianą i zatrzymał się. - Moje imię to...
-Kim jesteś? - Teraz to Penny zażądała odpowiedzi.
-Gadaj!
Chłopak przekręcił głowę w nienaturalnej pozycji, zawarczał głośniej.
-Moje imię to...
Żarówki w lampach zaczęły pękać, jedna po drugiej, zasypując podłogę jeszcze większą ilością szkła. Zrobiło się ciemno, tylko od barmana biło jakieś nieludzkie światło.
-Krona.
Wypowiadając te słowa, chłopak ruszył ponownie przed siebie, wydając z siebie ogłuszający nie ludzki ryk.
-To ogar. - Penny była w szoku, to niemożliwe. Ogary zostały wybite albo zniewolone.
-On nadchodzi, już niedługo. Narodził się na nowo i przyjdzie. Po wszystkich.
Nim dziewczyna zdążył jakkolwiek zareagować, coś przeleciało tuż obok niej. Coś pochwyciło chłopaka za szyję i ręce.
Penny spojrzała w bok, to włosy. Włosy Maksa.
W jedynym momencie stały się dłuższe i mocne jak łańcuch. Mama unosił się kilka centymetrów nad podłogą, a jego włosy unosiły się  obok niego, płynęły w powietrzu swobodnie jakby zanurzone w wodzie.
Oczy Maksa były zupełnie białe, a on sam szeptał coś na kształt jakieś inkantacji zupełnie nie swoim głosem.
Barman szarpał się i wył jak oszalały.
-Odejdź!
Na tę komendę z ust chłopaka wypłynęło jeszcze więcej czerwonej piany, która wsiąknęła w nadłamany blat. I po chwili już nie było po niej żadnego śladu.
Mama puścił chłopaka i opadł na podłogę. Przez chwilę właściciel bar wił się jak w jakieś ekstazie, a chłopak zza baru padł jak martwy.
Penny ściskała w ręce jakiś ciężki przedmiot. Wybadała ten przedmiot drugą rękę, wyczuła coś na kształt rzeźbionej rękojeści i falowane ostrze.
Sztylet.
Tego sztyletu używał Pendragon kiedy i jego zaatakował ogar.

Katan stał przed lustrem. widział wszystko co przed momentem działo się w barze.
Jednak to prawda, pieczęci zostały złamane.
Zero zyskał już dość siły by wypuścić ogary na wolność.
One niedługo przyjdą i tutaj. Oszalałe i wygłodniałe. Pragnące zemsty.
Powstrzymaj to.
Podpowiadał mu głos w jego głowie.
-Jak?
Zabij. 

-Szukam!
Rudowłosa dziewczynka w zielonej sukience odwróciła się od stuletniego drzewa po doliczeniu do dziesięciu. Jej bracia skryli się gdzieś w tym parku.
Rozglądała się uważnie, najpierw upewniła się czy ich szkolne plecaki dalej są na swoim miejscu. Gdyby ktoś znów je im ukradł jak ten bezdomny mężczyzna kilka tygodni temu dostali by srogie lanie od obojga rodziców.
W parku byli jeszcze prócz nich tylko ludzie spacerujący z małymi dziećmi albo psami, ci ostatni świadomie łamali zakaz wprowadzania zwierząt do tego parku. Kiedyś za to można było dostać bardzo wysoki mandat do zapłacenia, a teraz nikt już nie zwracał na to uwagi, park przestał być zadbanym miejscem, gdzie z chęcią spędzałoby się czas. Nikt tutaj już nie grabił liści, nie przycinał wiosną gałęzi i nie oczyszczał fontanny, która znajdowała się w samym sercu parku, jakieś pięćdziesiąt metrów od stuletniego dębu.
Lili zrobiła kilka kroków przed siebie, bacznie rejestrowała każdy ruch. Wiatr lekko zakołysał liśćmi drzew, to nie umknęło jej uwadze.
Zajrzała w krzaki nieopodal. Nikogo. Była pewna, że znajdzie tam najmłodszego z braci, Sebę. Zawsze chował się w tym gąszczu, myślał że to jest najlepsza i najmniej przewidywalna kryjówka. Tym razem go tutaj nie było.
Lili poprawiła gęstą i nieco już za długą ognistą grzywkę. Nie lubiła tej fryzury. Ale mama się uparła, twierdziła, że Lili ma zbyt wysokie czoło i wygląda brzydko bez grzywki. Teraz czuła się brzydka z fryzurą która jej nie odpowiadała.
Odwróciła się na pięcia, usłyszała śmiech brata, Pat faktycznie śmiał się trochę jak hiena.
Chłopak siedział na jednej z niższych gałęzi dębu. Uśmiechał się od ucha do ucha. Był podobnego wzrostu co siostra, miał na twarzy masę biegów, a jego rude włosy sterczały na jego głowie jak wykrzykniki.
-Za siebie.
Klepnął jedną ręką gruby pień drzewa.
Ale dała się oszukać. Lili nigdy nie patrzyła w górę , na grube i poskręcane gałęzie.
Dziewczyna spojrzała na zegarek, robiło się późno, powinni jak najszybciej znaleźć najmłodszego i wracać do domu, obiecali przecież, że nie będą się bawić w tym parku do późna.
-Wyłaź! Już się nie bawimy!
-Wygrałem! Seba wychodź!
Pat zeskoczył z drzewa i zaczął szukać młodszego brata.
-Idź po nasze rzeczy.- Rozkazała mu siostra zanim chłopiec zdążył się oddalić.
-Dobra, dobra. Nie rządź się tak. - Lili nie usłyszała już tego ostatniego zdania. Poszła w stronę fontanny. Kiedyś była naprawdę piękna, wykuta z granitu i wspaniale rzeźbiona, jak cały ten park robiła wrażenie, jakby była z innego świata. Tylko tutaj można było się naoglądać zieleni, pobiegać pomiędzy drzewami, kiedyś były tutaj metalowe huśtawki, zniknęły jednak w ciągu jednej nocy. Ktoś je pociął i sprzedał na złom. To było już tak dawno temu.
Zza fontanny ktoś się wychyli i zaraz bardzo szybko schował.
Mam cię!
Lili podchodziła bardzo ostrożnie i starała się nie narobić hałasu, chciała zaskoczyć brata.
Wyskoczyła nagle i zamarła.
Jej braciszek wyglądał jakby spał. Przy nim siedział wychudzony mężczyzna w żelaznej masce ze skąpanymi we krwi szczękami. Tuż przy tych szczękach chudzielec trzymał oderwaną i wygryzioną do kości rękę chłopca.
-Szukam!
Zakrakał.
Krzyk dziewczynki usłyszały tylko drzewa i jej drugi brat.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz