czwartek, 30 czerwca 2016

Jestem...

-Niech cię szlag! - szepnęła spoglądając na kwietnik, gdzie dumnie sterczały
sztuczne kwiaty "zasadzone" przez Zero. Było późno w nocy, a Penny nie mogła spać.
Minął już rok, a ona nie mogła spać w pustym mieszkaniu o ascetycznym wyglądzie.
Tęskniła za momentem gdy była tak przyzwyczajona do samotnych nocy w
tych cholernych czterech ścianach.
Od kilku dni nie wychodziła z tego swoistego lochu, bała się tego co czyha na zewnątrz,
jednak starała się zapomnieć o tym jak przez pierwsze tygodnie te ściany ją przytłaczały.
Mimo to uśmiechnęła się do siebie i lekkim krokiem wycofała się do kuchni oświetlanej przez uliczną latarnię.
Dawno tak nie tęskniła za drugim człowiekiem, który bez zaproszenia wywrócił jej życie do góry nogami, do tego momentu unikała ludzi jak ognia, bo potrafili tylko ranić jak nic innego na tym zepsutym świecie.
Po drodze minęła lustro, zerknęła tylko, nigdy się sobie nie przyglądała, tego też nie lubiła.
I tak wyglądała jak padlina. Padlina w za dużej czerwone bluzie, poszarpanych spodniach i włosach wiszących w poplątanych strąkach sięgających połowy pleców.
Kuchnię oświetlało niezbyt miłe światło z ulicznej latarni, która gasła co chwilę i na powrót się zapalała. Penny usiadła przy stole pod oknem,
Jej kawa dawno straciła to przyjemne ciepło, które tak uwielbiała w połączeniu z nieziemskim zapachem.
Ten kto wymyślił mrożoną kawę powinien zaś smażyć się w piekle, i to przez bardzo długi czas.
Na widok tego żałosnego naczynia z zimnym napojem łzy jakoś tak sae napłynęły jej do oczu. A
w chwilę potem po jej policzku spłynęła pierwsza łza.
Bez sensu. Jak można być tak durnym by płakać nad  kubkiem zimniej kawy. Żałosna.
Szlochanie z tak błahego powodu teraz spowodował, że Penny znienawidziła ten ohydny kubek
z głupim uśmieszkiem.
W przypływie tej emocji zrzuciła go na podłogę. Naczynie roztrzaskało się na mnóstwo kawałeczków, a na popielatej podłodze pojawiła się mokra plama.
-Kurwa..
Dziewczyna sięgnęła po papierosa, to pierwszy raz od dłuższego czasu.
Prawie rzuciła palenie, prawie. Mocno ograniczyła swój nałóg. Zero nienawidził zapachu dymu
tytoniowego, śmiał się czasem z tego, że dlatego nosi tą swoją maskę.
Kto do cholery nosi teraz maski gazowe i twierdzi, że się ukrywa, ktoś bardzo zły go szuka.
Czy w ten sposób nie zwraca na siebie jeszcze większej uwagi? Co za chory pojeb.
Ale tęskniła za swoim współlokatorem z przypadku.
Nigdy nie zamierzała rzucać palenia, jednak nie rozumiała gdy ktoś argumentował swój nałóg tym, że na coś trzeba umrzeć. Do cholery ciężkiej, Co chwilę ktoś umiera w wypadku, albo przegrywa walkę z  jakąś ciężką chorobą, albo odchodzi naturalnie, po prostu gaśnie, ta ostatnia opcja już jest naprawdę nie lada osiągnięciem.
Penny uświadomiła sobie, że to tak naprawdę nie kawa doprowadziła jej do łez, tylko to, że nie ma przy niej kogoś kto delektował się jej aromatem tak samo jak ona. Nie ma już nawet tego dziwacznego uczucia, że ten ktoś jest gdzieś blisko i zaraz się z nią zobaczy. Boże jaka teraz była samotna.
Od jakiegoś czasu już nie wyczuwała jego obecności, zniknął jakby nigdy go tutaj nie było.
To było przerażające, ona wciąż na niego czekała.
Dlaczego torturowała się tymi głupimi pytaniami? Czymś w stylu "dlaczego nie mogłam nic zrobić?" albo "po jaką, kurwa, cholerę, pozwoliłam mu zgrywać bohatera, kiedy powinniśmy uciekać?"
Cały czas "dlaczego?"
Gdyby mogła podpaliła by cały świat, tylko po to by mu pomóc.
Nagle Penny poczuła jakiś dziwny dreszcz, zaczęła marznąć w środku najbardziej upalnego lata
ostatniej dekady.
-Jestem tu. - Wyszeptał jej wprost do ucha znajomy delikatny głos.
Zero.
Zaczęła krzyczeć, a potem zrobiło się jeszcze ciemniej.