czwartek, 9 lutego 2017

Spin off część II

-Nigdy ze mnie się nie będziesz śmiał. - Mira powtarzała to zdanie i krążyła po słabo oświetlonym parku już blisko godzinę. Nie przejmowała się specjalnie tym, że zrobiło się strasznie późno. Przecież jutro nie ma szkoły. Była cholernie zdenerwowana. Już drugi raz w tym tygodniu pokłóciła się z ojczymem.
Śnieg nadal lekko sypał. Jako dziecko uwielbiała taką pogodę, teraz lubiła spacery w wiosenne popołudnia. Wolała ciepłe promienie słońca lekko grzało jej w plecy. Jakoś tak zraziła się do zimowej aury. Szybko robiło się ciemno, temperatura leciała na łeb na szyję, no i zawsze ktoś dla wrednego żartu rzucił jej w twarz cholernie twardą śnieżką. Dwa lata temu jakiś szczyl podbił jej oko w ten właśnie sposób. W szkole myśleli, że ojczym ją tłucze albo dobiera się do niej.
-Pewnie nie chciała mu dać to jej zajebał.- Tak gadali za jej plecami, szczególnie w jej klasie. Czuła się jakby cały świat uwziął się na nią.
Mira była pośmiewiskiem, jaka w każdej szkole czy też małej mieścinie się tak znajdzie. W miasteczku NN i publicznej szkole była to właśnie Mira, niewysoka brunetka z włosami splątanymi w niedbały warkocz sięgający do połowy lekko przygarbionych pleców. Nie była piękna, ani nawet nikt nie powiedziałby, że nawet jest ładna. Była przeciętna. Śmiali się z jej ubioru, to nawet była czasem w stanie zrozumieć, bo ubierała się szarzej niż własna babcia. Nieodłącznym elementem jej stroju był zawsze ten sam powyciągany ciemnoszary sweter z poprutym lewym rękawem. Nie uczyła się nawet najgorzej, le do bardzo zdolnych też ciężko było ją zaklasyfikować. Często chodziła zamyślona, uciekała w wymyślony świat, gdzie to ona patrzyła na wszystkich z pogardą i naśmiewała się z nich. Ale to tylko jej fantastyczny świat.
Mira zaczęła wierzyć, że do końca życia będzie ofiarą innych, bo ONI mogli poczuć się lepiej, żeby ONI mogli się powyżywać. Starała się wszystkim schodzić z drogi, nie rzucała się w oczy, chciała uchodzić za niewidzialną.
Dziewczyna spacerowała po zaśnieżonym parku, wokół nie było żywego ducha. W sumie nawet to dobrze, przynajmniej nikt nie rzuci w nią śnieżką twardą jak kamień i nie będzie jej wyzywał od najgorszych.
Zatrzymała się na chwilę, by chuchnąć i potrzeć zmarznięte dłonie. Wychodziła z domu w takim pośpiechu, że zapomniała o rękawiczkach. Po porostu musiała wyjść, zawsze wychodziła, albo jak kto woli uciekała. Wbiła mocno ręce w kieszenie niezbyt ciepłej kurtki. Miała ciągle w głowie jak ojczym znów ją ochrzanił za wagary i naśmiewał się z jej wiary. To nic złego, że wierzyła. Człowiek musi w coś wierzyć skoro w ludzi nie można i nie warto wierzyć.
-Co za dziecinada - Powtarzał ojczym. - Te pierdoły nie uchronią cię przed dorosłym tak odpowiedzialnym życiem.
Tak zwykł gadać facet na zasiłku z papierosem w ustach i piwkiem w jednej ręce. który całymi dniami  gnił na kanapie przed telewizorem, zamiast iść do jakiekolwiek pracy i pokazać jej jaki jest dorosły i odpowiedzialny.
-Durna dziewucha.
A tak nazywał ją od roku. Rok temu Mira podcięła sobie żyły. Przyśnił jej się anioł z piękną twarzą. Nie było skrzydeł i aureoli, nic z tych bzdur. Był jasna postać o delikatnych rysach twarzy otoczona przez jasne światło i burzę. Jej anioł wyciągnął do niej ręce, ratował ją. Chciał by żyła i czekała na jakiś znak.Od tego momentu zaczęła wierzyć w anioły i wierzyła, że jej życie się odmieni, że spotka ją coś miłego, może nawet doświadczy cudu.
Wiatr, który sprawiał, że płatki śniegu wirowały jakby tańczyły w rytm jakieś niesłyszalnej muzyki, przybrał na sile. Mira przemarzła już chyba szpiku kości.
Pora wracać zanim złapie zapalenie płuc czy coś w tym stylu.
Niespiesznie poczłapała w jedną z uliczek, która prowadziła wprost do dzielnicy, w której mieszkała razem z matką i ojczymem.
Uliczne latarnie zamigotały i usłyszała jakiś pomruk jakby zbliżającej się burzy.
Pokręciła głową. Burze teraz są niemożliwe, to pewnie spawka wiatru i wyobraźni, która co jakiś czas lubiła płatać jakiegoś figla. Szła dalej, nie chciała się zatrzymywać.
Słabe, pomarańczowe światło latarni zamigotało jeszcze kilka razy i lampy zaczęły gasnąc jedna po drugiej.
Mira rozejrzała się dookoła. Wszystkie latarnie zgasły. Zadrżała. Wiatr jeszcze bardziej przybrał na sile. Odruchowo dziewczyna skuliła się. Błysnął piorun i zobaczyła. Na Boga, zobaczyła to. To był znak, na który jej anioł kazał jej czekać. Pośród błyskawic i gromów widziała wyraźnie dwie komety.
-Piękne. - Szepnęła do siebie.Wpatrywała się w niebo i myślała nad życzeniem. Bardzo chciała by się ono spełniło. Chciała być piękna, mieć ładne ubrania, żeby ojczym zniknął z jej życia albo się zmienił i chciałaby wyjechać stąd i zacząć od nowa swoje nastoletnie życie, w innym miejscu, z innymi ludźmi. Kto wie, może nawet by się zakochała.
Uśmiechnęła się na tą myśl.
Jedna z komet zmierzała wprost na nią. Tak przynajmniej myślała. Rozległ się przepotężny huk jak przy burzy, która w poprzednie wakacje zostawiła po sobie niezłe pobojowisko.
Zrobiło się jasno, prawie tak jak w piękny słoneczny dzień, jednak Mira musiała zacząć zmrużyć oczy, było zdecydowanie za jasno.
Po chwili znów zrobiło się ciemno. Śnieg dalej sobie spokojnie prószył. Latarnie zapaliły się jedna po drugiej. Wiatr nie uprzykrzał życia swoją siłą, ale nadal sprawiał, że płatki śniegu nadal wirowały jak w tańcu.
Mira powoli otworzyła oczy.
Zobaczyła wysokiego chłopaka. Miał jasne półdługie włosy. Patrzył wprost na nią. Przybył tutaj dla niej, tylko dla niej. Wiedziała, że kiedyś znów się spotkają, wierzyła w to bardzo mocno.
Stał tuż przed nią, był na wyciągnięcie ręki, mogła go w każdej chwili dosięgnąć. Piękny jak sobie go wyobrażała. Był ubrany całkiem zwyczajnie, ale ona nie miała żadnych wątpliwości co do tego z kim do czynienia. To był jej anioł. Przyszedł właśnie do niej.
-Aniele. - Wyszeptała, a on znów wyciągnął ku niej dłonie.
Niepewnie ruszyła na spotkanie swojego przeznaczenia. Jej nogi były jak z waty, prawie straciła w nich czucie, po części z zimna, a po części z wrażenia. Właśnie doświadczyła swojego małego cudu.
Była już na tyle blisko, że też mogła wyciągnąć do niego dłonie. Dotknęła go. Był delikatny. Biło od niego takie przyjemne ciepło.
-Aniele...
I jej Anioł do niej przemówił.
-Jesteś Tamarą?
Spojrzała w jego jasne oczy, w świetle ulicznej lampy emanowały jakimś nieludzkim blaskiem.
-Mogę nią być.
 Anioł mocno chwycił ją za dłonie, dopiero teraz zorientowała się jak bardzo przemarzła. Poczuła też coś jeszcze. Spojrzała na swoje ręce. Po nadgarstkach znowu płynęła krew, jej krew. Jakby dawne blizny znów się otworzyły.
Zaczęła słabnąć. Nogi totalnie odmawiały jej posłuszeństwa. Upadła. Jej Anioł ją puścił.
Leżała po środku ścieżki. Spotkała też najpiękniejszą osobę jaką można sobie wyobrazić. I te oczy, takie hipnotyzujące. Jakby był w nich zawarty całkiem inny świat.
Śnieg prószył już nieco słabiej, a z ciała Miry razem z krwią uchodziło życie, mimo to czuła się szczęśliwa. Zapomniała o co zapytał ją anioł, samo to, że go spotkała było dla niej czymś niesamowitym, nie mogła się doczekać aż będzie mogła komuś o tym opowiedzieć, albo napisać o tym w swoim sekretnym pamiętniku, który w całości poświęciła aniołowi.
Powoli zamknęła oczy, oddychała spokojnie.
Będzie śniła o dzisiejszym spotkaniu.

Ciąg dalszy nastąpi...



piątek, 3 lutego 2017

Spin off część I

Jak w każdy piątkowy wieczór lokalna pijalnia alkoholi wszelakich tętniła życiem. Mężczyźni tłoczyli się przy małym stoliku przy oknie, jedni siedzieli wygonie na nierównych stołkach, inni stali nad siedzącymi. Każdy w garści trzymał parę banknotów o małym nominale. Każdy kogoś obstawił.
Dzisiaj głównymi zawodnikami w copiątkowym siłowaniu się na ręce był policjant z pobliskiego posterunku, który w zeszłym tygodniu odgrażał się, że zamknie "ten śmierdzący tanią berbeluchą kurwidołek", po tym jak przegrał połowę kasy z mandatów za złe jego zdaniem parkowanie, a nauczycielem matematyki z podstawówki, znajdującej się dwie ulice dalej.
Każdy wrzeszczał co sił w płucach. Takiego pojedynku jeszcze tutaj nie było. Facio od nauczanie przedmiotu wybitnie ścisłego pierwszy raz dał się namówić na tego typu pojedynek. Wcześniej chętnie grywał w karty, gdzie mógł spokojnie kiwać swoich rywali, bo nikt jeszcze nie złapał go na liczeniu kart przy grze w makao.
Barman oparł się wygodnie o półkę z alkoholami, która od tygodnia świeciła pustkami. Dostawa od leśnych bimbrowników jeszcze nie dojechała. Pewnie to przez tą popapraną pogodę. Kto widział w marcu takie śnieżyce?!
-Jeszcze kolejkę! - Wydarła się Martina, podniosła pusty kufel do góry.
-Nie drzyj się tak durna babo!- Bruno, jeden ze stałych klientów siedział z głową opartą o barową ladę i obserwował świat poprzez zatłuszczone szkło swojego kieliszka dobra eksportowego, czyli Tytoniówki, która zostawiała w ustach swoisty papierosowy posmak i nieźle po drugim kieliszku plątała nogi, ale nigdy język.
- Nie zamknę się, chyba, że coś nam dasz.- Kobieta wskazała na swoje dwie przyjaciółki od wieczornego piweczka.
- A idźcie do diabła.
Martina zawsze przychodziła ze swoją świtą do tej knajpy. Były tutaj jedynymi kobietami. Niezbyt urodziwe, ale zawsze nieźle zrobione. Każda miała za mocny makijaż i od cholery biżuterii, która pobrzękiwała irytująco przy każdym ich ruchu. Sama Martina słynęła kiedyś ze swojej urody i swobodnego podejścia do spraw damsko-męskich. Uroda już dawno przeminęła, teraz ma sporą nadwagę, papier stwierdzający rozwód bez orzeczenia o winie, i robi karierę sprzątaczki i to z poważnymi sukcesami na koncie.
-Barman! - Krzyknęła teraz Izabella wywalając obwisły biust w koronkowym staniku na brudną ladę. - Co z tym piwkiem?
-Zara! - Barman splunął na podłogę i zabrał się za nalewanie piwa do niespecjalnie czystych kufli dla trzech przedstawicielek płci pięknej. - W dupach wam się nie pali.
W chwilkę potem postawił przed nimi tanie piwo z ogromną ilością białej piany.
-Ach dziękuję ślicznie.- Zaćwierkała przesłodzonym do granic możliwości Sasza, zwana też w niektórych kręgach Kotką. Krążyły plotki, że sama nadała sobie ten pseudonim, bo nadal uważała się za tak zwany gorący towar w wieku czterdziestu siedmiu lat. Była szczupła, ale kobiece kształty nadal były zachowane, poruszała się z gracją, ale wyglądała ogromnie tandetnie w tych kusych mini spódniczkach, białych kozaczkach i prześwitujących bluzeczkach, które pożyczała od swojej młodszej córki, nastoletniej matki.
Wszystkie te panie cierpiały na jedną dolegliwość, były samotne. Tylko tutaj mogły liczyć na jakieś zainteresowanie. Czasami może rozmyślały o tym, że poznają tutaj, wśród miejscowych, kogoś godnego uwagi, ale najczęściej mogły liczyć na ordynarne zaczepki i przygodny seks w kiblu albo w samochodzie na parkingu. Były tutaj popularne, bo były łatwe i kelnerki pouciekały. Bo ile można znosić klepanie po tyłku albo napiwki "za Lodzika".
-Heh...- Zamruczał Bruno podnosząc głowę z lady. - Dziewuch tutaj jak lekarstwo. nie ma na czym oka zawiesić.
Mężczyzna zrobił taki ruch jakby chciał wstać, ale zamiast tego zachwiał się niebezpiecznie na swoim stołku przy barze.
Zaraz obok niego Znachor, inny pijaczek ciągle pijący na krechę, ale honorowo spłacający swoje pozaciągane w barze długi, poruszył się niespokojnie i mocniej przytulił do piersi butelkę Kasztanówki Złotej, która była najsłabszym mózgotrzepem dostępnym w karcie alkoholi.
-No weź, my tu jesteśmy. - Martina puściła do Bruna oczko zalotnie trzepocząc sztucznymi nierówno przyklejonymi rzęsami. W praktyce zrobiła taki grymas jakby piła sok z cytryny z domieszką najczystszego spirytusu, zamiast swojego śmierdzącego piwa.
-Mówiłem, kurwa, idźcie do diabła, diwy spod kibla niemytego.
Ostatnie dwa słowa zostały zagłuszone przez krzyki kolesi wciśniętych w kąt przy stoliku, gdzie toczył się turniej.
Nagle prze barową salę przeleciał stolik i roztrzaskał się o ścianę w drzazgi.
Bruno przekręcił się na stołku, a "diwy" zaczęły pokładać się ze śmiechu, jakby usłyszały najzabawniejszy dowcip świata, Znachor podskoczył jak polany wrzątkiem i ze zdumieniem rozglądał się po sali niemogący odgadnąć co się, do cholery, wydarzyło.
-Nie, kurwa, nie!!!- Darł się jeden z kibiców policjanta, lokalna gwiazda mechaniki samochodowej, u której wymiana paska klinowego kosztuje majątek, a i tak jeszcze coś popsuje.
-Płać! Płać! - Skandowali ci, którzy zarobili na wygranej nauczyciela, a było ich aż siedmiu i sam matematyk.
-Panie kolego, stracił pan dokładnie trzy stówki. - Oświadczył mu Emeryt, który przechodził już na zasłużony odpoczynek od pracy już cztery razy, a teraz od czasu do czasu pełnił funkcję bukmachera. - W dupie to mam!! Jak ten krawężnik mógł przegrać z zezulcem ze szkoły!
-Panie kolego, spokojnie.- Emeryt łupnął protezą nogi o podłogę.- Tamci panowie czekają na swoje pieniążki. Teraz.
Matematyk wstał i zaczął się leniwie przeciągać, a policjant tulił do piersi złamaną rękę.
-Kasa, albo sam sobie wezmę.- Nauczyciel uśmiechnął się odsłaniając aparat ortodontyczny na bialutkich zębach.
-Nie płać! Palant nie wygrał uczciwie! - Wrzasnął ktoś z tłumu.
-Właśnie! - Zawtórował mu inny podchmielony głos.
-Że niby oszukiwałem?!
Nauczyciel podwinął drugi rękaw koszuli w kratę.
-A ja twierdzę, że jesteś pan oszust i w kartach też pan kiwasz! - Śmieciarz przegrał z matematykiem w makao już niezliczoną ilość razy i nigdy nie płacił przegranych w ten sposób pieniędzy po dobroci.
- Racja, kto wygrywa za każdym razem?!
Wtedy posypały się pierwsze ciosy od matematyka. Posypało się szkło niemytych kufli roztrzaskanych na czyjś głowach. Śmieciarz zakrywał ręką rozkwaszony nos i wyzywał tego, który przyładował mu w twarz z łokcia. Emeryt potłukł butelkę z piwem na głowie mechanika.
-To za to żeś mi hamulec poluzował, gnoju.
 Policjant na czworakach próbował wydostać się z tej kotłowaniny, gdzie każdy już walczył z każdym.Wreszcie udało mu się stanąć na równych nogach, ciągle miał przy sobie służbową broń. Wgramolił się na kolejny, lekko rozchwiany stolik i wyciągnął pistolet. Wymierzył w sufit, zawsze marzył by to kiedyś zrobić.
-Przywołuję was, kurwa, do porządku. - I wystrzelił. Uczestnicy bójki na chwilę zamarli w bezruchu.
-Stul ryj! - Ryknął barman i rąbnął policjanta kijem w nogi, a przedstawiciel służb mundurowych z hukiem poleciał na podłogę, ktoś kopnął do w rękę, w której trzymał pistolet.
Trzy kobiety z zapartym tchem obserwowały całe zdarzenie.
-Ożeż kurwa! - Zawył Bruno i rzucił się do boju. nie uszedł jednak zbyt daleko. Wypity alkohol dał o sobie znać i po dwóch krokach mężczyzna runął jak kłoda.
-Komu kibicujesz?- Zapytała Izabellę Sasza.
-Nauczycielowy.- Prędko za koleżankę odpowiedziała Martina.- Wszyscy wiedzą, jak się ślinisz do niego, ale nie ustami.
-A weź spierdalaj.- Izabella zrobiła nadąsaną minę.- Zazdrosna jesteś, bo ten facio chociaż mi się kłania.
-Bo mu pewnie obciągasz, szmato.
Martina zaśmiała się z koleżanki.
-Na ciebie poleci tylko ten tłusty barman i dla tego pijesz tutaj za darmochę.- Sasza prawie zadławiła się gdy wypowiadała swoją kwestię, nie zdążyła zarejestrować kiedy Martina doskoczyła do niej i zaczęła ją okładać pięściami i kastetem złożonym z tanich pierścionków.
W tej samej chwili światło zgasło.
-Odcięli prąd!
-Kurwa nic nie widzę, nic nie widzę!- Zawołał ktoś histerycznie.
-Zamknij jadaczkę!
Zrobiło się zupełnie cicho.
Ktoś popełzał do okna obijając się o różne przeszkody.
-Na całej ulicy ciemno jak w dupie.
I uderzył grom, potem nastąpił jakiś pomruk jak przy zbliżającej się burzy.
Izabella pisnęła jak przestraszona mała dziewczynka. Cholernie bała się burzy od dziecka, a do tego wygląda na to, że jest awaria w elektrowni.
Niebo rozbłysło i rozległ się kolejny potężny, niemal ogłuszający huk.
Każdy kto był wstanie zjawił się przy oknie.
-Co to, kurwa jest?
Po ciemnym niebie snuły się dwie komety w niebieskim kolorze w otoczeniu gromów i błyskawic.


Ciąg dalszy nastąpi...